Friday 15 August 2014

MotoBalkans 2014 - Dzień siódmy

POL

Kamp Jure w Makarskiej to najdroższy kemping, na jakim w życiu nocowałem. Za jedną osobę, namiot i motocykl zapłaciłem 21 euro. Gdybym chciał zostać tam tydzień, przyjemność ta kosztowałaby mnie prawie 150 euro ! Na szczęście jedna doba wystarczyła mi w zupełności. Nie cierpię zatłoczonych miejsc, a takim był właśnie ten kemping. Namiot na namiocie, do tego walka o skrawek cienia, który przy żarze bijącym z nieba był tam towarem deficytowym. Gdybym nie zabrał ze sobą przezornie stoperów do uszu, najprawdopodobniej nie zmrużyłbym tej nocy oka. Gdzieś w pobliżu muzyka w stylu 'umc, umc, umc' skutecznie uniemożliwiała jakikolwiek odpoczynek. Trwało to mniej więcej do 4-tej nad ranem. Nawet rzeczone stopery przepuszczały nieco dźwięku. 
Rankiem czym prędzej spakowałem klamoty, pożegnałem się z miłą parą z Warszawy, która rozbiła namiot po sąsiedzku i kilka minut po 9-tej pędziłem już Magistralą Adriatycką w kierunku celu mojej wyprawy - Czarnogóry.
Po drodze ponownie wjechałem do Bośni aby zahaczyć o Mostar po czym wjechać do Czarnogóry od północnego zachodu w okolicach mostu w Kanionie rzeki Pivy.
Mostar powitał mnie upałem większym chyba niż w Makarskiej. Chwilami termometr w motocyklu pokazywał nawet 36 stopni. Pokrążyłem trochę w centrum w poszukiwaniu dobrego miejsca do zaparkowania, co w Mostarze, nawet dla motocykla nie jest łatwe z uwagi na tabuny turystów, którzy parkują dosłownie wszędzie. W końcu spostrzegłem kilka zaparkowanych na małym parkingu motocykli. Kiedy wyłączyłem silnik podszedł do mnie człowiek pytając uprzejmie po angielsku (zapewne widział moją tablicę rejestracyjną) czy nie życzyłbym sobie oprowadzenia po centrum i pokazania najistotniejszych miejsc związanych z nie tak dawnym konfliktem bałkańskim. Po namyśle zgodziłem się na tę propozycję, czego na prawdę nie żałuję. Ibrahim, bo tak miał na imię ten jegomość, okazał się skarbnicą wiedzy na temat Mostaru i jego najnowszej historii. Początkowo miało to wszystko trwać godzinę ale zaczęliśmy interesująco rozmawiać na tematy związane nie tylko z tym, przez co przeszedł Mostar podczas wojny bałkańskiej ale również o innych konfliktach współczesnego świata i z godziny zrobiło się dwie i pół.
Jeśli ktoś z was będzie kiedyś w Mostarze, zapytajcie kogokolwiek z miejscowych o Ibrahima a na pewno nie pożałujecie skorzystania z jego usług jako przewodnika po tym ciekawym mieście.
Opuściłem Mostar później niż miałem to w planie, kierując się na miejscowość Gacko. Już po pierwszych kilkunastu kilometrach droga zaczęła robić się interesująca ( z punktu widzenia motocyklisty oczywiście). Idealny asfalt i piękna sceneria pozwalały rozkoszować się jazdą nawet pomimo zmęczenia, które dawało mi się już troszkę we znaki, głównie z powodu nieznośnego upału. 
Po wjechaniu w wyższe partie gór upał nieco zelżał, zaczęło się też lekko chmurzyć a na horyzoncie można było nawet dostrzec padający w oddali deszcz (oczywiście w kierunku, w którym jechałem). 
Trasa z Mostaru do Gacko i dalej do granicy Bośni z Czarnogórą to ekstaza dla motocyklisty. Niezliczona ilość dobrze wyprofilowanych zakrętów, świetnie utrzymana nawierzchnia i znikomy ruch samochodowy - czego chcieć więcej. Jedynie około 15-to kilometrowy odcinek bezpośrednio przed granicą odbiegał od powyższego obrazu. Jest tam bardzo wąsko, droga wije się między skałami, zza których wyskakują co jakiś czas jadące w przeciwnym kierunku samochody. Trzeba też uważać na zwierzęta gospodarskie wyłażące na drogę (zwłaszcza czołowe spotkanie z krową nie należałoby do przyjemnych, a tych tam nie brakuje). 
Odprawa graniczna poszła sprawnie, jedynie pogranicznik po stronie Czarnogóry zażądał ode mnie Zielonej Karty, której nie posiadałem. Okazało się szybko, że dokument ten można zakupić nieopodal w jednym z budynków, co też niezwłocznie uczyniłem. 
Ceny w Czarnogórze (no może poza rejonami nadmorskimi jak Bar czy Budva) są o wiele przystępniejsze niż w Chorwacji, postanowiłem więc skorzystać z tego faktu i wziąć pokój w hotelu (jedyne 16 euro z wliczonym śniadaniem). 
Tak więc jutro dalsza część jazdy przez Czarnogórę. W planach Durmitor, Podgorica i dotarcie nad morze w okolice Budvy lub Baru. Zatokę Kotorską zostawię sobie chyba na deser :)

Podsumowanie dnia : 

przejechane : 343 km
koszt paliwa : 20 euro
inne koszty : 56 euro (zielona karta,hotel, przewodnik w Mostarze, jedzenie).

ENG

Camp Jure in Makarska was the most expensive camp site I have ever spent a night in. I paid 21 euros for one person, a tent and a bike. If I wanted to stay there for a week it would cost me close to 150 euros ! Fortunately one night was enough. I hate crowded places and the camp site was exactly that.
Tents were pitched almost one on top of another, everybody was fighting for some shade which, with the heat coming down from the sky, was a rare delicacy. If I had not taken the earplugs with me I would not have slept a wink that night. Somewhere nearby I could hear techno music playing quite loudly which effectively would not let me sleep. That was on till nearly 4am. I could hear that terrible music even through my earplugs.
In the morning I quickly packed my stuff, said goodbye to a nice couple from Warsaw who pitched their tent next to mine and a few minutes after 9am I was on my way towards the ultimate goal of my trip - Montenegro.
I crossed the Croatian-Bosnian border once more as I wanted to visit Mostar and then enter Montenegro from the north-west near the Piva River Canyon.
Mostar welcomed me with the heat greater even than in Makarska the day before. A quick look at the on board thermometer confirmed a scorching 36 degrees. I went slowly around the city centre in search for a good parking spot but with no luck. Even parking a bike there proves difficult due to huge amounts of tourists who park their cars literally everywhere. Finally, I spotted a few bikes parked in a small parking lot. I turned there and switched off the engine. I was then approached by a local guy who asked me politely in English (he must have seen my number plate) if I wanted a guided tour around Mostar showing all important places connected to the not-so-distant Balkan Conflict. After a quick thought I agreed to his offer and, as it turned out, it was a time and money well spent. Initially we agreed on a one hour tour but eventually this came up to 2 and a half hours as the guy (whose name was Ibrahim) proved to be a fountain of knowledge on the Balkan Conflict and Mostar itself. If any of you is ever in Mostar ask anyone about Ibrahim the tour guide and you will definitely not regret using his services.
I finally left Mostar a lot later than planned turning my bike towards a town called Gacko. After the first few miles the road became interesting (from a motorcyclist point of view of course). The perfect tarmac and beautiful scenery allowed me to really enjoy the ride despite growing tiredness caused mostly by the unbearable heat. It got a little cooler when I reached the higher parts of the mountains, clouds started to accumulate and I could see some rain in the distance (not surprisingly in the exact direction I was heading).
The route from Mostar to Gacko and further towards the border with Montenegro is a motorcyclist's dream. The countless, well profiled corners, fantastic tarmac and almost non-existent traffic - what more could you ask for ? Only around 10 mile long part of the route, directly before the border is in a worse condition being really narrow and winding among rocky walls where you can suddenly meet a car driving in the opposite direction. You need to be extra alert to the domestic animals wandering on the road (a close encounter with a massive cow sitting in the middle of the road would not be a pleasant experience for sure).
The border crossing went smoothly at the Bosnian side but at the border post in Montenegro I was asked for the Green Card insurance which I did not have. I was pointed in the right direction though and a few minutes later I became a happy owner of the required document.
The prices in Montenegro are ( maybe with the exception of the sea resorts of Budva and Bar) a lot lower than In Croatia. I decided to take advantage of that and get a hotel room for only 16 euros (including breakfast).
And so, tomorrow another day of riding through Montenegro. Planned are : Durmitor, Podgorica and reaching the Adriatic coast near Budva or Bar. I think I leave the Kotor Bay for dessert.

Summary of the day : 

Covered : 215 miles
Petrol cost : 20 euro
Other costs : 56 euro (green card, hotel, guided tour, food)

No comments:

Post a Comment